Choć zazwyczaj unikałam takich niespodziewanych konfrontacji, nie z obawy przed nieznajomymi, a raczej z dyskomfortu mówienia po angielsku, tak tym razem przystanęłam i dałam się wkręcić w dyskusję.
Pierwsze zdania zawsze lub prawie zawsze są takie same. Jak masz na imię, skąd jesteś, co tu robisz, ile zostaniesz, co widziałaś, co zamierzasz zobaczyć itd. Powtarzają się zawsze przy nowo poznanej osobie. A więc to miałam już dość dobrze wyćwiczone. 😅Problem pojawia się później, kiedy rozmowa nie kończy się na rutynowym odpytywaniu.
Mężczyzna jest Argentyńczykiem, ma na imię Gerardo i podobnie jak ja, podróżuje samotnie. Po tej podstawowej wymianie informacji, przyszedł czas na bardziej skomplikowane wypowiedzi.
Odpowiedź Gerardo, na moje pytanie, o to, co tutaj robi, okazała się być na tyle zawiła, że nie byłam pewna, czy to, co udało mi się z niej zrozumieć, na pewno jest tym, co chciał mi powiedzieć.