Ograniczona higiena podczas podróży z namiotem, jest jednym z tych powodów, przez które, niektórzy rezygnują z takiej formy wyjazdów. I dobrze, bo spanie w namiocie nie jest dla każdego i nie ma się co oszukiwać, że warunki zawsze są komfortowe. Bo nie są, a przynajmniej na Islandii, na której nie znajdziemy chociażby natrysków na stacji benzynowej.
Gdzie zatem się umyć gdy śpimy na dziko?
Są cztery podstawowe rozwiązania:
- Jeździmy na kempingi, by odpłatnie skorzystać z możliwości wzięcia prysznica. Należy pamiętać, iż tylko nieliczne kempingi są czynne zimą. Nieraz nawet na te otwarte nie dojedziemy ze względu na zamknięte drogi.
- Korzystamy z basenów publicznych, na których podobno jest możliwość zakupu biletu tylko pod prysznic.
- Gorące źródła (płatne i bezpłatne). Pamiętaj żeby używać wyłącznie kosmetyków naturalnych!
- „Prysznic komandosa” – mycie się wilgotnymi chusteczkami. 😉
Mycie to jedno, a co z ubiorem? Jeśli pakujesz ze sobą namiot i wszystkie inne niezbędne do nocowania w takich warunkach akcesoria, to wiesz, że na ubrania nie zostanie już wiele miejsca. Zatem zapas ubrań musisz ograniczyć do minimum. Dobrze zatem zabrać odzież z właściwościami bakteriobójczymi, niwelującą nieprzyjemne zapachy. Jest nią np. wełna z merynosa, o której pisałam już wyżej. Co oznacza to w praktyce? A to, że np. jedną parę skarpetek wykonanej w 100 proc. z wełny merino, możesz nosić nawet przez kilka dni. A one i tak będą w lepszym stanie niż np. bawełniane skarpetki po jednym dniu. Jest to świetne rozwiązanie nie tylko na wypad na Islandię, ale każdy inny, kiedy liczy się, jak najmniejsza waga i/lub pojemność. Ja osobiście chciałabym nosić wełnę merino na co dzień. Niestety cena takich produktów jeszcze na to nie pozwala.