Europa

Z LEON DO SANTIAGO DE COMPOSTELA

By
Viola and the World
on
5 maja 2019

Jeżeli zastanawiasz się, czy warto wyruszyć w drogę szlakiem św. Jakuba, to mogę z całego serca zapewnić Cię, że warto a nawet trzeba! Mam nadzieję, że krótka relacja z mojej 11 dniowej wędrówki z Leon do Santiago de Compostela pomoże Cię podjąć decyzję o zrobieniu tego pierwszego kroku! 

Spis treści

1. Dlaczego z Leon do Santiago de Compostela?

Decyzję o przejściu ostatnich etapów szlaku francuskiego podjęłam z czterech powodów. Po pierwsze, nie chciałam wykorzystać wszystkich dni urlopowych za jednym razem. Po drugie, obwiałam się tego, jak tam będzie: Czy podołam trudom codziennej wędrówki? Jak poradzę sobie podczas samotnej podróży? Zaś trzecim powodem wyboru trasy francuskiej, było to, że jest to szlak najbardziej popularny a tym samym najlepiej przygotowany na przyjęcie pielgrzymów. Liczne albergue (schroniska dla pielgrzymów), restauracje, dobre oznaczenia na szlaku. Ostatnim warunkiem wyboru tej trasy było łatwe dotarcie z Berlina do Leon i to za bardzo przyzwoitą cenę.

2. Z Santander do Leon

Do Santander dotarłam późnym wieczorem, więc o zwiedzaniu miasta nie bardzo myślałam. Nie zarezerwowałam noclegu, gdyż pierwszy autobus do Leon odjeżdżał o 5 rano. Do godziny 23 szwędałam się po mieście, a później, chcąc przeczekać do rana, poszłam na dworzec. Jak się jednak okazało, dworzec jest zamykany na noc. Nie pozostało mi zatem nic innego, jak znalezienie innego przytulnego kąta. Moje poszukiwania spełzły na niczym, więc noc spędziłam na przystanku autobusowym.

Santander nocą

3. Leon

Do centrum w Leonie dotarłam ok. godziny 10. Pospiesznie udałam się do biura pielgrzyma – Asociacion de Amigos del Camino de Santiago de Leon “Pulchra Leonina”, aby kupić paszport pielgrzyma, tzw. Credencial del Peregrino. Niestety otwarcie dopiero o godz. 12. Nie chciałam czekać. Byłam niecierpliwa, zmarznięta i zmęczona po nieprzespanej nocy. Nie wiedziałam jednak gdzie jeszcze mogę zdobyć credencial. Zaczęłam rozglądać sie za miejscami, które warto w Leonie zobaczyć. Tak przypadkiem natknęłam się na albergue, gdzie spróbowałam swojego szczęścia.

Credencial Camino de Santiago

Kupiłam Credencial del Peregrino! Pierwsza pieczątka, niesamowita radość i niedowierzanie. Dopiero w tym momencie dociera do mnie, że tu jestem i zaczynam spełniać jedno z moich największych marzeń! 

Przysiadłam na ławce, by zjeść śniadanie. Obserwowałam otoczenie… i dokładnie wiedziałam w którym kierunku mam iść. Po prostu podążać za innymi pielgrzymami.

4. Etapy wędrówki

Dzień 1
Leon – Villavante (29 km)

Przewodnik, który miałam przy sobie przedstawiał etap Leon – Hospital de Orbigo. Całe szczęście, nie trzeba się nim kierować, z nikim nie trzeba się ścigać, a jedyna walka toczy się w nas, z naszymi słabościami. Moja droga zakończyła się jakieś 5 kilometrów od Hospital de Orbigo.

Z piekielnym bólem stóp przez ponad godzinę walczyłam o każdy kilometr. Już w połowie drogi pożegnałam się z sandałami i na moje specjalne przeciwpęcherzowe skarpety nałożyłam klapki kąpielowe, które towarzyszyły mi aż do Santiago de Compostela!

Dzień 2
Villavante – Valdeviejas (30 km)

Naładowana pozytywną energią, z uśmiechem na twarzy ok. 6 rano wyruszyłam w drogę. Czekał mnie przepiękny poranek. Co jakiś czas poznawałam nowych ludzi. Ciekawość pielgrzymów budziło moje obuwie i z całą pewnością mogę przyznać, że to dzięki moim różowym klapkom byłam dość dobrze rozpoznawalna na szlaku:D W tamtym jednak momencie nie widziałam w nich nic pozytywnego. Były koniecznością, gdyż moje stopy wyglądały na dwa razy większe i palce pokryte były bąblami, dlatego też ubranie normalnego obuwia było niemożliwe.

Z trudem pokonałam 20 km. Już drugiego dnia mojej wędrówki zwątpiłam, czy dotrę do Santiago.

Most Hospital de Orbigo

Na drodze do Astorgi, pośrodku niczego, znajduje się oaza, otwarta dla wszystkich wędrowców. Gospodarz częstuje świeżymi owocami, zimnymi napojami oraz oferuje odpoczynek na przykład na hamaku. Oaza utrzymuje się głównie z donativo (pol. ofiara). To zdecydowanie jedno z najmilszych niespodzianek na szlaku do Santiago. 

Dzień 3
Valdeviejas-Foncebadon (25 km)

To dopiero mój trzeci dzień na Camino, ale jakoś miałam wrażenie, że jestem tam znacznie dłużej. Wydaje mi się, że dzieję się tak, kiedy w ciągu jednego dnia przeżywamy więcej niż normalnie. A tak jest na Camino. Niby nic specjalnego, cały czas idziesz i idziesz. Ale po drodze mijasz kilka a nawet kilkanaście mniejszych i większych miejscowości, zatrzymujesz sie na niejedną kawę, wciąż poznajesz nowych ludzi i mijają cię już znane ci twarze.

Ilość bodźców, spotkań i rozmów a do tego wysiłek i ból, sprawił, że docierając do albergue miałam problemy z odtworzeniem przeżytego dnia.

W Foncebadon polecam Albergue parroquial Domuis Dei – to schronisko parafialne w starym kościele. W albergue przygotowuje się wspólnie kolację, której towarzyszy wspólna modlitwa i śpiew. Dokładnie tak wyobrażałam sobie Camino… 

Dzień 4
Foncebadon-Ponferrada (27 km)

Na tym odcinku mija się słynne Cruz de Ferro – krzyż, pod którym pielgrzymi zwyczajowo zostawiają kamyk (symbolizujący ciężar życia) zabrany spod domu. Miejsce to przyciąga swoją magię i doskonale potrafię wyobrazić sobie to, co czują pielgrzymi, którzy docierają tu po kilku tygodniach. Mam nadzieję, że kiedyś i mi uda się tego doświadczyć.

Camino Frances przed świtem
Cruz de Ferro

Na tym etapie poznaję kolejnego pielgrzyma. Rozmowa jest dość ciekawa, gdyż nasz angielski jest na podobnie kiepskim poziomie. Jedak oboje nie widzimy przeszkód, by mimo wszystko próbować prowadzić konwersacje. A nawet wręcz przeciwnie. Śmiechu przy tym, co nie miara. Wędrujemy wspólnie przez pagórki i winnice pełne dwa dni. 

Dzień 5
Ponferrada – Trabadelo (35 km)

Winnice w regionie Bierzo

Z jednymi się żegnam a z drugimi witam. Dopiero co pożegnałam współtowarzysza, a na szlaku mija mnie znana twarz. Poznałyśmy się w Albergue w Foncebadon! I znów 2 kolejne dni spędzam na intensywnych rozmowach angielsko-migowych. 😁

Dzień 6
Trabadelo- Hospital de la Condesa (25 km)

Na tym etapie mocno odczuwam zmianę krajobrazu, roślinności i architektury. Na wzniesieniu, ok. 1100 m n.p.m. znajduje się oficjalna granica terytorialna Hiszpanii. Opuszczam wspólnotę autonomiczną Kastylia-Leon i wchodzę do Galicji. 

A za szlaku rozciągają się przepiękne widoki. 😍

Różnicę między Galicją a Kastylią zobaczymy także w kuchni. Galicyjska tortilla de patatas jest znacznie większych rozmiarów. 

Tortilla de patatas - tortilla hiszpańska

Spotkania i pożegnania – to nieodłączna część Camino, ponieważ serce każe iść dalej…

Dzień 7
Hospital de la Condesa – Sarria (34 km)

Pierwszy deszczowy dzień na moim Camino. Ból stóp niestety nie ustępuje, więc uparcie idę w klapkach i staram nie przejmować się tym, jak bardzo moje stopy oblepione są błotem. 

Dzień 8
Sarria – Ligonde (39 km)

Po intensywnych rozmowach zatęskniłam za ciszą. Do Ligonde idę prawie całkiem sama. 

Nie zamierzałam przejść tylu kilometrów, ale intuicja kazała iść dalej. Tuż przy samym szlaku w Ligonde znajduje się Albergue La Fuente del Peregrino, które swoim zewnętrznym wyglądem (rozwieszone hamaki i poczęstunek) zachęca do wejścia. Weszłam, zostałam i przeżyłam najwspanialszy wieczór podczas całej mej wędrówki. Wspólne jedzenie posiłków, śpiew, oglądanie filmu, rozmowy… Nie można wyobrazić sobie większej gościnności…

Albergue La Fuente del Peregrino w Ligonde

La Fuente del Peregrino to albergue z prawdziwego zdarzenia! Wszystko zaczęło się w 1998 roku, kiedy to pewien pielgrzym zafascynowany swoim snem, postanawia kupić dworek (wtedy służący także jako stajnia dla zwierząt) w Ligonde, 75 km od Santiago de Compostela. Zakup, jak i remont tego budynku był możliwy tylko dzięki datkom i pracy wolontariuszy. Dzięki licznej pomocy już w 1999 roku drzwi w Albergue zostały otwarte dla pierwszych pielgrzymów. 

Co więc przyśniło się temu pielgrzymowi, że postanowił on poświęcić swoje życie, by gościć innych wędrowców? 

Jego sen był odzwierciedleniem tego, co sam jako pielgrzym przeżywał i potrzebował. Przyśniły mu się tysiące strudzonych pielgrzymów, którym udziela pomocy poprzez służbę, gościnność i miłość. Te wartości uznał za przejaw bycia Chrześcijaninem i postanowił zamienić sen w rzeczywistość.

Do dnia dzisiejszego istnienie tego Albergue jest możliwe tylko dzięki darowiznom i wolontariuszom, którzy przybywają tam z całego świata.  

Dzień 9
Ligonde – Arzua (38 km)

Po najpiękniejszej nocy, przychodzi czas na najpiękniejszy poranek. Wstałam o 5 rano i zjadłam śniadanie, które zostało już przygotowane przez wolontariuszy.  Wyruszyłam w drogę do Arzua. Wędrówka w porannej mgle i przebijających się przez drzewa promieni słońca wzruszyła mnie do łez.

Dzień 10
Arzua – Monte de Gozo (35 km)

Na przedostatnim etapie mojej wędrówki poznaję młodą Polkę mieszkającą w Kanadzie. Pożegnamy się dopiero w Santiago. 

Pomnik Jana Pawła II na Monte de Gozo

Docierając do polskiego albergue w Monte Gozo, nie umiem uwierzyć, że moje Camino dobiega końca…

Pielgrzymi na Monte de Gozo
Widok na Santiago

Dzień 11
Monte del Gozo – Santiago de Compostela (5 km)

Do Santiago wyruszyłyśmy o 6 rano. Czeka nas ostatnie 5 km drogi. 

Dziwne, bo wkraczając do miasta, nie czułam nic, co towarzyszyło mi na szlaku. Żadnego wzruszenia, radości. Ale zamiast tego stres z poszukiwaniem albergue i odbiorem certyfikatu. Czy zdążymy na czas? Msza główna z uruchomieniem botafumeiro (kadzielnica o imponujących rozmiarach) odbywa się o godzinie 12.00. 

Po odbiór paszportu pielgrzyma – Compostelę czekaliśmy prawie godzinę. Dzisiejsze biuro przypomina najzwyklejszy urząd, w którym bez numerka nie zostaniesz obsłużony. Jednak radość posiadania certyfikatu, kiedy ma się go już w ręku, jest wielka!

Ale to bujające się po całej długości Katedry kadzidło, było tym momentem, którego nigdy się nie zapomni…

Katedra w Santiago de Compostela

5. Podsumowanie

Wpis powstał dokładnie po dwóch latach od mojej wędrówki z Leon do Santiago de Compostela. I choć wspomnienia z tego przeżycia trochę wyblakły, to pamięć o tych najwspanialszych momentach zostanie na zawsze. 

Tworząc ten wpis uświadomiłam sobie, jak wiele, w tak krótkim czasie przeżyłam. Ilu wspaniałych ludzi poznałam, ile kilometrów przedreptałam, ile kaw wypiłam i ile godzin rozmów tych z innymi, i tych z samą sobą przeprowadziłam… 

I choć droga ta nie zmieniła diametralnie mnie ani mojego życia, to jej ślad w sercu pozostaje na zawsze…

Po szczegóły jak przygotować się do wędrówki zapraszam do wpisu: Droga św. Jakuba – poradnik. 

TAGS
RELATED POSTS

LEAVE A COMMENT

Viola
Berlin, Germany

Cześć! Jestem Viola - marzycielka, wiecznie szukająca swego miejsca na ziemi. Po kilku latach wciąż powracających myśli o założeniu bloga, w końcu doszło do jego realizacji. Od kilku lat mniej lub bardziej intensywnie podróżuję po świecie. NA DZIEŃ DZISIEJSZY WYKORZYSTUJĘ KAŻDĄ WOLNĄ CHWILĘ, BY WYRUSZYĆ TAM, GDZIE MNIE JESZCZE NIE BYŁO!

Szukaj
Facebook